Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 3 października 2010

A w moim pokoju zima

Brr...Marznę. Straszliwie marznę. Nasz genialny administrator wpadł na pomysł, by w te mrozy wymieniać instalację centralnego ogrzewania. Od wtorku nie grzeją kaloryfery, grzeje za to herbata z cytryną albo kubek gorącego mleka i kordełka podciągnięta pod sam nosek. Brr... Potrzebuję termoforka, najlepiej w postaci męskich ramion, ewentualnie mogę iść na kompromis i zadowolić się wielgachną maskotką, ale musi to być koniecznie jakiś futrzasty niedźwiedź.

Dzisiaj z samego rana (znaczy się o 9:00 ) szkolenie. Kurs komputerowy. Robiliśmy prezentacje w Power Poincie, a ponieważ jestem totalnym antytalenciem komputerowym, co chwilę coś mi się nie tak wklikiwało. Ale jak już się dobrze wkliknęło, to łaaał, to tak można? Jest tyle możliwości, które mogą ułatwiać pracę, tyle świetnych programów, ale czasu brak, by to wszystko zgłębiać. Choć, jak już wspominałam, ja i komputer to oksymoroniczne zestawienie. Chyba poszłam w Tatę – wystarczy, że się popatrzymy na monitor, a tu już się coś psuje. Mój Mamcik natomiast, jest samoukiem. Czyta pisma komputerowe, sama sobie wszystko instaluje, kombinuje, bawi się, a ja nie pojmuję, jak ona to robi?

Po kursie poszłam na spacer, nawdychałam się jesiennego powietrza. Uspokoiłam zszargane tygodniem pracy nerwy, odpoczęły oczy, umysł powoli przechodzi w stan błogiego nicnierobienia. Na zewnątrz ciepło, więc snułam się dwie godziny po ryneczku, zaszłam na jarmark ekologiczny i teraz siedzę w tym moim zimowym pokoju, pogryzam ciasteczka z lawendą izerską, a obok obowiązkowa mocna herbatka z bergamotki. Lampka trochę grzeje.

Tydzień był bardzo nerwowy, obżarłam ze stresu wszystkie paznokcie. Budziłam się codziennie rano ze ściśniętym żołądkiem, ale już jest weekend, a o tym co będzie później, nie chcę myśleć, nie chcę psuć sobie tego cudownego leniwego nastroju. Jedyną radością i promykiem słonecznym w mijającym tygodniu była paczka z wydawnictwa In Rock. Przyszła do mnie we wtorek, a w środku- wywiad-rzeka z Grabażem!!! Ile ja się na nią naczekałam! Jak - tylko wypakowałam to cudowne 560-stronicowe tomisko od razu wsadziłam nos między strony, poniuchałam –uwielbiam zapach nowych książek-i przepadłam! 560 stron Grabażowego słowotoku! Czytam, słucham płyt Pidżamy i Strachów i jestem w siódmym, - ba! w siedemdziesiątym siódmym- niebie! Z niecierpliwością czekam już na październikowe spotkanie z autorami:) I wiem, że ciężko mi będzie napisać obiektywny tekst. Choć już myślę nad tym, że na blogu pojawi się zupełnie coś innego, a recenzję, którą opublikuję na G-punkcie, być może uda mi się jakoś obiektywnie napisać. No cóż, będzie to dla mnie wprawka pisarska.

Wiem, że ostatnio mało o książkach piszę, ale to nie znaczy, że ich nie czytam. Czytam. Piszę również, ale nie na blogu. Trzeba jakoś dorabiać wszakże :). Niedawno skończyłam „Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów” Mariusza Surosza. I myślę sobie- książka w sam raz dla „Odry”, więc machnę sobie notkę i może mój ulubiony Redaktor tekścik przyjmie. zasiadłam więc do klawiatury i zastukałam te 4000 znaków. Wysłałam. Pan Mirosław oczywiście tekst weźmie, ale...trzeba go rozszerzyć. No tak...Zapomniałam, że w „Odrze” notka to 2000 znaków, a recenzja jest od 6000 znaków, a z tymi moimi czterema tysiącami nie bardzo wiadomo co zrobić...No i się wkopałam. Skrócić nie ma jak, bo ...no bo nie, a rozszerzyć? Ech, też problem, bo tekst jest spójny i nie bardzo wiem, co i gdzie dokleić. No, ale dobra, coś trzeba pokombinować. I pokombinowałam:) Tekst pójdzie, ale kiedy? Tego nawet najstarsi górale nie wiedzą :) .

1 komentarz:

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.