Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

wtorek, 13 sierpnia 2013

Ech, cóż to był za krakowski czterodzień



No i wróciłam. Cóż to był za dobry czterodzień. Czas rozmów wieczornych, spacerów, odwiedzania różnych miejsc.

Zajechałam do Pomarańczowej Pieczary środowym wieczorkiem. Hipcio i Dragonka zaopiekowali się mną od samego początku i czułam się u nich jak u Pana Boga za piecem. Pomarańczowa Pieczara znajduje się w Nowej Hucie. Oprócz wspomnianych moich przyjaciół mieszka tam również Jej Królewska Mość- Puma.

To kocie stworzenie ma swój charakterek i co tu dużo mówić-nie przypadłam jej od razu do gustu. Choć po trzech dniach zaczęła mi się gramolić na kolana, jednak nie miałam odwagi tarmosić jej jak Oskara.

Pożarłam przepyszną sałatkę zrobioną przez Hipcia. I tu dygresja-Hipek bardzo dobrze gotuje. Dziś wypróbowałam jeden z jego przepisów na kurczaka w papryce.

Dla zainteresowanych podaję przepis:

1 pierś z kurczaka
1 czerwona papryka
1 średnia cebula
2 łyżeczki przecieru pomidorowego
przyprawa do kurczaka

Pierś kroimy w kostkę i nacieramy przyprawą do kurczaka. Odstawiamy na godzinkę do lodówki.

Cebulkę kroimy w kosteczkę i szklimy na oliwie z oliwek.
Dodajemy pociętą w krótkie paseczki czerwoną paprykę i dusimy, aż papryka zmięknie.

Dodajemy kurczaka. Jak się już obsmaży, to zalewamy przecierem rozrobionym w 2/3 większego kubka wody. Dusimy i voila! Smacznego!


Wracając do tematu, wieczorkiem Drago zabrała mnie na spacer po Nowej Hucie i mogłam podziwiać budownictwo lat 50-tych.

W czwartek zasiedliśmy z Hipciem do Zgreda (o Zgredzie poczytajcie sobie u Błotnego Ssakana blogu. To jest samochód, rocznik '91. Jeździ to to, ale w najmniej oczekiwanych momentach się psuje). Zerwaliśmy się z samego rana, bo mi bardzo zależało na odwiedzeniu grobu Szymborskiej, a chcieliśmy zdążyć przed zapowiadanymi upałami. Pojechaliśmy na Cmentarz Rakowicki i po chwili już znaleźliśmy cel naszej wyprawy. 

Nagrobek
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale tez nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.

Podumałam przez chwilę i potem szybciutko na Stare Miasto do Kamienicy Szołayskich na wystawę:



Słynna podręczna zapalniczka, w sam raz nadaje się do damskiej torebki

Do kompletu-podajnik papierosowy

Nie mam pojęcia do czego służy ten bucior, może spełniać funkcję froterki

Arka Noego

Ten pojawił się naszym oczom, gdy otworzyliśmy jedne z tajemniczych drzwiczek wmontowanych w ścianę

Kanapeczkę ze świeżonką?

Ta ręka została podarowana Pani Wisławie przez Michała Rusinka i znajdowała się w toalecie

Wybierając numer, możecie dodzwonić się do Nieba i posłuchać co ma do powiedzenia Poetka

Pani Wisława w niecałej okazałości

Biblioteczka


Dyplom noblowski

Nobel

Zanim się obejrzeliśmy trzeba było jechać po Drago do szkoły. Smoczyca bowiem nie leniuchuje i przez ten tydzień pracowała w szkole językowej, przybliżając obcokrajowcom uroki naszej mowy ojczystej.

Jedziemy zatem do domku, a tu coś zaczyna klekotać. Zgred się zbuntował i mu hamulce puściły. Dosłownie. Na skrzyżowaniu miałam już wizję ogromnego karambolu, bo przecież jak tu się zatrzymać, gdy hamulce nie działają?! Na szczęście Hipek to wytrawny kierowca, poradził sobie ręcznym i jakoś się dokulaliśmy do domku. Jednak o wycieczce do Oświęcimia planowanej na następny dzień Zgred mógł zapomnieć. Zrobił to na pewno specjalnie.

Mimo że samochód został odholowany na warsztat, nie miałam zamiaru odpuszczać wizyty w Auschwitz. To był teraz właściwy moment, w którym czułam, że muszę tam pojechać. Gdy się widziałam później z Jarkiem Czechowiczem, pytał mnie po co ja tam pojechałam, ale nie potrafiłam mu odpowiedzieć na to pytanie. To była jakaś irracjonalna potrzeba konfrontacji tego, o czym czytałam z rzeczywistością.

Wyjechałam rano i trafiłam na grupę ze świetną przewodniczką. Szłam w ciszy, choć tłumy wokół były ogromne. Pełno obcokrajowców, wycieczek, ale nasza przewodniczka tak nas prowadziła, że nie mieszaliśmy się z innymi grupami, nie wchodziliśmy sobie w drogę. Szliśmy spokojnym krokiem przez te wszystkie baraki. Przyznam szczerze, że pomieszczenia, w których są włosy, buty, okulary, ubranka, miski, blok 11 zwany blokiem śmierci, gdzie trzymano o. Maksymiliana Kolbego nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jakie myślałam, że zrobią.  Wszystko jest wystawione jako eksponaty muzealne, za ochronnymi szybami- to stwarzało dla mnie dystans, który pozwolił utrzymać emocje. Ale jak już weszliśmy do komory gazowej i krematorium... Nie mogłam się ruszyć, poczułam każda komórką grozę tego miejsca. Podobne emocje towarzyszyły mi nie pozwoliły mi podczas zwiedzania baraków w Brzezince, gdy przewodniczka opowiadała o tym,  jak te kobiety spały po osiem na małej pryczy, na gołych deskach. Najgorzej miały te, które spały na betonie. Szczury były wtedy wielkości małych psów i nie bały się podjadać żywych ludzi...

Mam ogromny szacunek dla takich miejsc. Zadziwiają mnie ludzie, którzy traktują wizytę w Oświęcimiu jako kolejny punkt na trasie wycieczki, jako zwykłe muzeum. Nie miałam odwagi robić tam zdjęć, źle bym się z tym moralnie czuła dlatego szlag mnie jasny trafiał, gdy taki gnojek uwiesił się na drutach i uśmiechnięty się fotografował. Wyobrażacie sobie?! Na tych drutach ginęli ludzie, a ten debil sobie pamiątkowe foty strzelał! A podczas zwiedzania Brzezinki jedna kobieta z mojej grupy wyciągnęła paluszki i zaczęła je wcinać! Przewodniczka zwróciła jej uwagę, ale...nie, no ręce opadają. Totalna znieczulica!

Po powrocie z Oświęcimia piątkowy wieczór spędziłam w towarzystwie Jarka. Peplaliśmy chyba ze trzy godziny, a i to nie starczyło, by obgadać wszystkich blogerów i blogerki ;) Na koniec pamiątkowa fota:


Sobota to był dzień, a raczej wieczór z Florence & the Machine. Wybaczcie, ale do tej pory emocje nie pozwalają mi cokolwiek napisać bez dziecinnej egzaltacji. Koncert trwał 1,5 h. Stałam pod samymi barierkami. Jeżeli ktoś miał okazję posłuchać tego zespołu na płytach, to wie, jaki mocny głos ma wokalistka. Nawet sobie nie wyobrażacie jak to brzmiało na żywo. Tak wibrowała, że nie wytrzymałam i się z wrażenia poryczałam. To było niesamowite przeżycie. Florence w czarnym stroju, niczym jakaś szamanka, wypełniła sobą całą przestrzeń sceniczną. Jej płynne ruchy połączone z niezwykle mocnym głosem hipnotyzowały. Polscy fani zgotowali zespołowi niespodziankę. Dziewczyny na koncert przyszły w wiankach na głowach. W pewnym momencie Florence poszła do publiczności, roześmiana pozbierała kilka wianków i ustroiła nimi muzyków. Widać, że była bardzo wzruszona. Ludzie reagowali również bardzo żywiołowo, cały koncert śpiewali wraz z Florence. W życiu czegoś takiego nie widziałam. 

W niedzielę trzeba było wracać. Autobus o 11:00, więc spokojnie zjedliśmy śniadanko (jajecznica z ketchupem w wykonaniu Hipcia była niebogębowa) i po 10:00 zapakowaliśmy się do Zgreda (naprawili dziada, znaczy się hamulce naprawili...). Hipek próbuje odpalić, a tu nic. Jeszcze raz. Nic. Złośliwiec jeden (nie Hipcio, tylko Zgred). No to szybka akcja taksówkowa i jużeśmy z Drago na PKS-ie były. A hipcio został ze Zgredem, któremu, jak się okazało później coś tam nie stykało w akumulatorze.

Tak oto moi mili spędziłam czas w Krakowie. I powiem Wam coś jeszcze-bardzo zależało mi na odwiedzeniu grobu Szymborskiej i myślałam, że to będzie główny cel wizyty, jednak po tych czterech dniach wiem, że nie to było najważniejsze.
Dziękuję Dragonce i Hipciowi za gościnę, ale przede wszystkim za rozmowy, które psychicznie mnie odprężyły. Dzięki tej wizycie grono osób mi bliskich powiększyło się o dwa Ssaki Błotne. Dziękuję z całego mego Magowego serduszka.

6 komentarzy:

  1. Kraków uwielbiam :D Gratuluję ciekawej wycieczki! Śladami Wisławy Szymborskiej muszę się dopiero udać:)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do pełni szczęścia brakuje jedynie odwiedzin ul. Krupniczej, na której mieści się słynna kamienica, ale to jest jeszcze do nadrobienia :) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Niezłe banany na twarzach nam wyszły! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że Hipek się tak spieszył, bo trochę mało widoczne jest to zdjęcie, ale spoko, jeszcze będzie okazja :)

      Usuń
  3. To my, Słonko Różowe, dziękujemy. Zarażasz optymizmem i energią, a kiedy się śmiejesz - a robisz to często - to cała promieniejesz jak słoneczko [wiem, że to bardzo zużyta metafora, ale nie będę szukała innej, skoro ta pasuje świetnie :)]. Przyjeżdżaj tak często, jak chcesz i możesz. No i pamiętaj, że gdyby coś się działo, to wołaj - przyjedzie Smok, usmaży kogo trzeba, a Hipek "pogada sobie" z delikwentem po ślusarsku... :P

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.