Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 13 października 2013

Elif Shafak "Honor"



 



Autorka: Elif Shafak
Tytuł: Honor
Przekład: Maciej Świerkocki
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013





Najnowsza powieść Elif Shafak to napisana z ogromnym rozmachem epickim saga turecko-kurdyjskiej rodziny Topraków, nad którą ciąży fatum. Akcja rozgrywa się w czterech różnych miejscach- wymyślonej kurdyjskiej wiosce nad Eurfatem, w Londynie, Stambule oraz w kilku fragmentach pojawia się Abu Zabi.

W centrum wydarzeń jest trójka rodzeństwa, ale główny wątek pisarka buduje wokół postaci Iskandera, który dopuścił się honorowego zabójstwa na matce. Nie mógł znieść myśli, że jego rodzicielka, złamała małżeńską przysięgę i zdradziła męża.  Shafak próbuje się skupić na relacjach między matką, a synem, ukazuje patriarchalny charakter tureckiej rodziny, gdzie to chłopiec jest zawsze uprzywilejowany. Tragedią jest natomiast, gdy kobieta rodzi same córki i nie może powić potomka męskiego. Tak jest w rodzinie Topraków. Prababka Esmy siostry Iskendera miała osiem córek, nigdy nie doczekała się chłopca. Złośliwy los jednak chciał, by Pembe, jedna z bliźniaczek, które powiła, urodziła pierworodnego syna. Iskendera właśnie, który stał się później przyczyną tragedii rodzinnej.

Jednak „Honor" to dla mnie przede wszystkim historia o braku zakorzenienia i potrzebie znalezienia własnego miejsca. W jednym z wywiadów pisarka wyjaśnia, że toprak to po turecku znaczy ziemia, a jej bohaterowie paradoksalnie nie mogą się osiedlić. Elias, w którym zakochuje się Pembe jest człowiekiem znikąd, nie ma swojego domu, podobnie jak Zeeshan, współwięzień Iskendera. Rodzina Topraków cały czas jest w biegu, nigdzie nie czuje się u siebie. Shafak śledzi ich emigracyjną wędrówkę przez pokolenia. Zderza tradycję europejską z tureckimi wierzeniami, choć nie jest to zakrojone na taką dużą skalę jak w jej poprzednich książkach. Tym razem Shafak rezygnuje ze świata dżinów i całej mistycznej otoczki, jedynie Jamila- Dziewicza Akuszerka jest w powieści kimś, kto ma kontakt z duchami, poza tym posiada tajemniczą Bursztynową Konkubinę, z którą wiąże się pewna legenda.


„Honor" to również opowieść o niespełnionych nadziejach i miłościach. Prababka Esmy była nieszczęśliwa w małżeństwie, Pembe wyszła za mąż, ale jej wybranek kochał jej siostrę bliźniaczkę Jamilę, która została starą panną. W tej powieści ludzie sie mijają i spotykają w nieodpowiednim czasie, a to niesie ze sobą same nieszczęścia. Historia nie jest dla rodziny Topraków łaskawa, a jej zakończenie jest zaskakujące. Shafak bowiem umiejętnie dawkuje emocje, powoli odsłania przed czytelnikiem kolejne fakty, by na samym końcu uderzyć znienacka.

Shafak po raz kolejny udowadnia, że ma niesamowity dar opowiadania, tragiczne wydarzenia łagodzi niezwykle sensualny język, miękki i rozmetaforyzowany. Wierni czytelnicy tureckiej pisarki nie powinni być zawiedzeni.


sobota, 12 października 2013

Spotkania Angelusowe już od poniedziałku

Przypominam moi kochani, ze już od poniedziałku będziecie mogli poznać pisarzy nominowanych do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus". Poniżej plakat z rozpiską spotkań.
Dzięku uprzejmości Pani Izabelli Zalewskiej z Wydziału Kultury mam dla Was dwa podwójne zaproszenia na uroczystą galę, która odbędzie się 19.10.2013 roku w Teatrze Capitol we Wrocławiu. Kto pierwszy ten lepszy! Piszcie na mojego maila magdalena.wolowicz@gmail.com.

piątek, 11 października 2013

Małgorzata Rejmer "Bukareszt. Kurz i krew"







Autorka: Małgorzata Rejmer      
Tytuł: Bukareszt. Kurz i krew 
Wydawnictwo:  Czarne 
Seria: Sulina
Rok wydania: 2013



Bohaterem nowej książki Małgorzaty Rejemer jest Bukareszt, miasto składające się z warstw, które po kolei odsłaniają się przed autorką, przerażają, ale i fascynują. Spędziłam w Bukareszcie dwa lata z przerwami i niejednokrotnie wracałam z ulgą do Polski. Ale potem zaczynała kiełkować tęsknota, która rozrastała się tak bardzo, że nie mogłam jej zignorować- zwierza się pisarka. Jest coś takiego w człowieku, że pociągają go rzeczy mroczne, brudne, zło jest fascynujące, bo niebezpieczne. Bukareszt jest miastem, które zostało porównane do kotka z opowiadania Mrożka kotek o parchatej skórze, na której odbijają się wszystkie grzechy właściciela. Bukareszt zbiera grzechy całej Rumunii, żeby reszta kraju pozostała piękna.

Opowieść o mieście rozgrywa się w trzech częściach. Rejmer balansuje na granicy reportażu, eseju, wplata nawet elementy dramatu do ukazania rewolucji z 1989 roku, w której zabito Ceauşescu. Wielowarstwowa materia gatunkowa, tak jak wielowarstwowy jest Bukareszt- forma zatem do treści dobrana. Tak jak język.

Na kartach książki najczęściej pojawia się nazwisko Nicolaego Ceauşescu, komunistycznego dyktatora, który marzył o stworzeniu ogromnego imperium. Rejmer przez ukazanie jego historii pokazuje jak polityka potrafi wpłynąć na architekturę miasta. Przykładem jest Dom Ludu, który pochłonął podczas budowy wiele istnień. Ale to nie jedyny przypadek, gdy budowle w Rumunii stawały się grobowcami. Nazywany przez siebie samego Wielkim Budowniczym Ceauşescu zagarniał powoli przestrzeń, stwarzając koszmary architektoniczne, które z czasem stały się symbolem jego dyktatorskich rządów.

Rejmer jednak opowiada nie tylko o mieście, jej bohaterami są ludzie, którzy doświadczyli życia w totalitaryzmie. Wstrząsające są historie kobiet, które po ogłoszeniu w 1966 roku dekretu zabraniającego pod karą więzienia dokonywania aborcji (wcześniej w Rumunii aborcja była czymś zupełnie naturalnym i powszechnym) po kryjomu usuwały ciążę oblewając się wrzątkiem, wyskrobując płód ostrymi narzędziami lub pozbywały się go innymi „domowymi sposobami". Najbardziej uderzył mnie w tych zwierzeniach brak jakiejkolwiek świadomości popełnianej zbrodni. Sam dekret był totalną bzdurą. Państwo było pogrążone w biedzie, kto miał wykarmić te tzw. „dekretowe dzieci"? Szkoły były przepełnione, bo rząd zaglądał kobietom do macicy i nakazywał rodzić przynajmniej czworo potomków, tylko dlatego że Wielki Szaleniec wymarzył sobie, iż Rumunia będzie potęgą i do 2000 roku liczba mieszkańców przekroczy 25 milionów. Dekret, który miał budować szczęśliwe rodziny stał się bombą niszczącą międzyludzkie więzy.

Kolejna część to migawki z międzywojnia, które wprowadzają trochę oddechu i egzotyki. Rumunia za czasów Karola II to państwo, które próbuje nadążyć za ówczesnymi europejskimi standardami. Pięknie ubrane kobiety, wyperfumowani mężczyźni i prezenty po traktacie w Tranon w postaci ziem-Besarabii, północnej Bukowiny, części Dobrudży i Banatu. Kraj mozaikowy, w którym odbija się późniejsza tożsamość narodowa. Ale jaka była i jaka jest obecnie ta tożsamość?

Rejmer oprócz historycznych wycieczek podejmuje się również wniknięcia w rumuńską duszę. Historie i ludzie przychodzą do niej same, a autorka ubiera je w obrazowe metafory i przerabia na niespieszną narrację.

W tej opowieści społeczeństwo rumuńskie jawi się jako uległe, poddane władzy, biernie godzące się na wszelkie nakazy- tak jak bohater narodowego eposu pt.„Jagniątko" o pasterzu mołdawskim, który zamiast walczyć z losem, poddał mu się całkowicie i zginął, bo tak mu było pisane. Asta e, ce să faci - Tak to już jest, co zrobisz?- w tym powiedzeniu zamyka się cała mentalność Rumunów, bo przecież nie od dziś wiadomo, że przysłowia są mądrością i to w nich jest ukryta cała prawda o narodzie. Stąd Rejmer eksploruje językowe tendencje, z których wynika, że Rumunii są nie do przebicia w wymyślaniu przekleństw i nie są to zwykłe wyzwiska, ale starannie opracowane, a przy tym komunikatywne przekleństwa- W języku rumuńskim przekleństw tabu popełnia samobójstwo, wieszając się na sznurówkach- trafnie zauważa pisarka. Swoją drogą, „Bukareszt" roi się od takich wycelowanych w samo sedno aforyzmów. Rejemer świetnie operuje wszelkimi odmianami metafor, co dynamizuje narrację i dostarcza niewątpliwej satysfakcji czytelniczej.

Dodajcie sobie jeszcze do uległości, bierności i absurdalnego poczucia humoru wiarę w zabobony i już macie Rumuna w całej okazałości. Tylko nie myślcie sobie, że Rejmer próbuje wcisnąć  swych bohaterów w jakieś stereotypy, bo autorce zupełnie nie po drodze z jakimikolwiek stereotypami.

Cóż więc rzec na koniec, by tak słodko nie było? Szukam i szukam jakiś uchybień, potknięć w konstrukcji, niespójności, niedopisania, ale nic znaleźć nie mogę. Co więcej, konwencja, sposób podejścia do bohaterów, metodologia badań i językowa sprawność, to wszystko przywodzi mi na myśl równie genialne książki Tochmana czy Aleksijewicz. Rejmer jest na dobrej drodze, rozwija się i nie zamyka w jednym gatunku, a to czego się dotknie, zamienia w niesamowitą, pełną emocji historię.

poniedziałek, 7 października 2013

Joanna Chmielewska nie żyje

Przychodzi człowiek do domu, włącza radio, a tu taka informacja :(
Zamiłowanie do książek Joanny Chmielewskiej wszczepiła mi Mama. Pamiętam jak podsunęła mi "Lesia" i przepadłam totalnie. "Lesio" do tej pory jest moją ukochaną książką, która bawi mnie do łez. Potem było "Całe zdanie nieboszczyka" , "Wszystko czerwone", "Klin". Przyznam, że jak poszłam na studia, przestałam już śledzić twórczość Pani Joanny, ale do jej starszych książek zawsze chętnie wracam.
Smutno. Miała 81 lat.

niedziela, 6 października 2013

Nike 2013 dla Joanny Bator :)))))



Cóż za cudna wiadomość! Nike dla Joanny Bator za powieść „Ciemno, prawie noc". A nagroda czytelników dla Szczepana Twardocha za „Morfinę". Taki tandem mnie całkowicie satysfakcjonuje. Wprawdzie od samego początku mocno kibicowałam Twardochowi, ale Pani Joanna była tuż za nim. I uważam, że ta nagroda należy się pisarce jak nikomu innemu. Bator jest jedną z nielicznych literatek, która potrafi tak pięknie snuć historie. Uwielbiam poddawać się rytmowi jej narracji, gradacji napięcia, poznawać świetnie zbudowane postaci. Tak opowiadać potrafi jeszcze Ignacy Karpowicz, choć to nieco inny sposób prowadzenia opowieści. Autorce z całego serca gratuluję i zdradzę przy okazji, że kiedyś w rozmowie pisarka powiedziała mi, że jeździła na wagary z Wałbrzycha do mojego rodzinnego miasta, by sobie posiedzieć nad naszym kamiennogórskim zalewem.

A tak jak już jestem przy wiadomościach literackich to przypominam tylko, że już od środy zaczyna się Międzynarodowy Festiwal Kryminału. Program znajdziecie TUTAJ.

czwartek, 3 października 2013

Dorota Masłowska "Dusza światowa. Rozmawia Agnieszka Drotkiewicz"



 


Autorka: Dorota Masłowska
Tytuł: Dusza światowa. Rozmawia Agnieszka Drotkiewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013






„Dusza światowa" to wywiad-rzeka z Dorotą Masłowską. Książka konwencją przypomina telewizję śniadaniową, w której poruszanych jest mnóstwo tematów, ale żaden z nich nie jest szczególnie głęboko eksplorowany.

Dorota Masłowska i Agnieszka Drotkiewicz dobrze się znają. Obie są pisarkami, roczniki 80-te. Zasiadły sobie zatem panie w wygodnych fotelach, zaparzyły kawkę i zaczęły rozmawiać o wszystkim i o niczym, o sprawach istotnych i tych zupełnie błahych, czasem schodziły na babskie tematy, a innym razem poruszały kwestie ogólnoludzkie.

Dowiemy się zatem z tych pogaduszek o toksycznej miłości, jaką „Doris" żywi do miasta, niechęci do facebooka, ubiorze świadczącym o tożsamości, stosunku do emigracji, zmęczeniu kulturą. Wszystko to potraktowane jest jednak bardzo pobieżnie. Pisarki nie zgłębiają tematów, ot kilka pytań, krótkie odpowiedzi, z których raczej wiele się o Masłowskiej nie dowiemy.

Na szczęście nie wszystkie rozdziały są tak lapidarne. W rozmowie Drotkiewicz porusza bowiem trzy ciekawe tematy i wszystkie one są związane z tworzeniem. Masłowska opowiada o tym, że ma poczucie misji: (...) mam poczucie ważności tego, co robię, to są dla mnie rzeczy, na których temat jestem poważna. Nie potrafię leczyć, nie potrafię organizować koncertów, ale potrafię napisać czasem coś, co jest ważne dla różnych osób, co daje im do myślenia, co aktywizuje ich wrażliwość, daje im jakąś metafizyczną przestrzeń (...) chciałabym, żeby pewne moje umiejętności, wrażliwość, zdolność dania jej ekspresji na papierze przyczyniały się do czegoś dobrego.

Interesujące są spostrzeżenia dotyczące upolitycznienia i urynkowienia współczesnej literatury. Drotkiewicz przypomina tu wypowiedź Masłowskiej, która w wywiadzie udzielonym Pawłowi Duninowi-Wąsowiczowi stwierdziła, że już nie może napisać o tym co jest wokół, bo jeśli opiszę dobra sympatyczną lesbijkę, to książkę uzna za ważną <<Krytyka Polityczna>>, a jeśli złą, wulgarną, zagubioną, to <<Uważam Rze>>. A to mogłaby być zupełnie zwykła lesbijka, trochę wstrętna, trochę miła. Niestety, tak łatwo nie ma, literatura zawsze była szufladkowana, a próby jej upolitycznienia nie są przecież nowością. Ale pojawiło się inne zjawisko, które obgadują obie panie-tworzenie powieści na zadany temat, by się tylko sprzedała, bez szczególnego przesłania, przemyślanej konstrukcji, ot, taki produkcyjniak. A tymczasem wg Masłowskiej pisanie służy rozpatrywaniu różnych perspektyw, daje możliwość wczucia się w rozmaite osoby, posmakowania kilku odmiennych sytuacji, a co za tym idzie-eksploracji procesów społecznych, obyczajów, języka, kultury.

I najciekawsza wg mnie rozmowa dotycząca jedzenia, które może być jednym z pryzmatów oglądu rzeczywistości.

Mam ambiwalentny stosunek do tej książki. Znam wcześniejsze wywiady Agnieszki Drotkiewicz, wiem jak potrafi poprowadzić swego rozmówcę, by wyciągnąć z niego ciekawe informacje. W przypadku „Duszy światowej" Drotkiewicz nieco obniżyła poziom, wywiad nie ma mocnego kręgosłupa tematycznego, jest w nim wszystko, czyli nic. Fakt, że kilka ciekawostek o Masłowskiej się dowiedziałam, kilka kwestii i mnie też zmusiło do wyrobienia sobie zdania, z niektórymi poglądami pisarki się zgadzam, a innych w ogóle nie rozumiem, ale to nie wystarczy, by być w pełni usatysfakcjonowaną czytelniczo. Ale jeśli ktoś lubi konwencję śniadaniowej telewizji, to niech sięga po „Duszę światową" bez obaw.

wtorek, 1 października 2013

Mam trzy latka



Mamy trzy latka. Już albo dopiero. Co tu dużo pisać Wy, którzy tu wchodzicie wiecie czego się spodziewać-jednego wielkiego chaosu kulturalno-prywatnego. I niech tak zostanie, bo mi dobrze w tym chaosie. Dziękuję wszystkim, którzy mnie odwiedzają, wpadają na herbatkę do mojego Kącika. Przez te trzy lata nawiązałam dzięki blogowi kilka wartościowych znajomości, które wyszły poza wirtualny wymiar. Są też znajomości utrzymywane tylko w blogosferze, ale ciągle mam nadzieję na poznanie Was w realu.

Tak sobie myślę, że kilka nowości wprowadzę na stronę. Przede wszystkim, jak mi tylko Ada pomoże :) (to właśnie jej zawdzięczam ten piękny bannerek urodzinowy, za który baaardzo dziekuję), chciałabym wprowadzić menu poziome, by trochę uporządkować ten mój śmietniczek. Co z tego wyjdzie- zobaczymy.

Do grafiki się przywiązałam i nie wyobrażam sobie już mojego bloga bez kociego Łajzy i Lady. Boszzz, jaką ona ma figurę! ;)

Ale planuję też nowe wątki. Jak już zapewne zauważyliście, częściej umieszczam informacje o różnych ciekawych wydarzeniach związanych z literaturą. Chciałabym, by mój blog stał się mini-informatorem kulturalnym. Postaram się Was na bieżąco informować o ciekawszych spotkaniach, ale tylko tych, które odbywają się we Wrocławiu, bo nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego.

Zainspirowana książką Bogusława Deptuły „Literatura od kuchni" chcę wprowadzić na blogu literacką kuchnię. Uwielbiam gotować, eksperymentować w kuchni, a czemu nie miałabym połączyć moich dwóch pasji? Co o tym sądzicie?

Takie to mam plany, co z tego wyjdzie? Pewnie niezły bigos, ale mam nadzieję, że Wam posmakuje.

Dziękuję za te trzy lata, za komentarze, które zostawiacie, za spotkania, za wasze blogi, które często są inspiracją dla mnie samej. A teraz dmuchamy świeczki, na trzy-czteeeryy!!!!