Jeśli już musisz czytać do końca, to pamiętaj, żeby
zdradzić wszystkie fabularne niespodzianki i wolty, które autor skrupulatnie
układał, żeby uatrakcyjnić lekturę i zaskoczyć czytelnika. No bo co, czemu
tylko on ma czerpać z tego profity, glorię i chwałę?
piątek, 30 stycznia 2015
środa, 28 stycznia 2015
Dekalog recenzenta książkowego wg Tomasza Pindela - Przykazanie nr 1
Znalazłam w starym „Bluszczu"
felieton Tomasza Pindela, który mnie ubawił. Autor dzieli się swoim
doświadczeniem i daje wskazówki dla tych, którzy nie chcą się narazić na zrzut
braku profesjonalizmu przy recenzowaniu książek.
Przykazanie nr 1
Nie musisz czytać omawianej książki, wystarczy sobie ją
obejrzeć. Statystyczna ilość miejsca na recenzje książkowe w prasie kurczy się
z roku na rok, teraz waha się gdzieś w okolicy trzech zdań (dwóch, jeśli jedno
będzie podwójnie złożone), więc poza notkę z okładki i opinię: „Warto"/„Strata
czasu" i tak nie wyjdziesz. Jeśli chcesz książkę pochwalić, to znajdziesz
na nich tyle, ile potrzebujesz, żeby sklecić parę komplementów, a dalsza
lektura mogłaby wykazać, że rzecz robi się z czasem nudna, więc po co to komu. Jeśli
już naprawdę musisz, przeczytaj najwyżej pierwszych 50 stron. Jeśli chcesz
książkę schlastać, to też lepiej się nie wgryzać, bo a nuż okaże się, że rzecz
nie jest taka zła, rozkręca się itd. - no i będzie ci łyso.
cdn.
wtorek, 27 stycznia 2015
Tomasz Pindel "Mario Vargas Llosa. Biografia"
Autor: Tomasz Pindel
Tytuł: Mario Vargas
Llosa. Biografia
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Na jednym ze
spotkań Joanna Siedlecka, wybitna biografistka (wydała m.in. „Jaśniepanicza"
o Witoldzie Gombrowiczu, „Czarnego ptasiora" o Jerzym Kosińskim, „Pana od
poezji" o Zbigniewie Herbercie), powiedziała, że woli pisać o zmarłych
osobach. Nie dlatego, że boi się ataków ze strony żyjącego bohatera, ale
dlatego, że po śmierci życie jawi się jako zamknięta całość, można wtedy
prześledzić jak kształtował się charakter danej osoby, co wpłynęło na istotne
decyzje. Gdy postać żyje, nadal się zmienia i trudno jest uchwycić istotne
momenty w biografii. Tomasz Pindel jednak odważył się uczynić bohaterem swej
książki żyjącego twórcę, pisarza wybitnego i kontrowersyjnego - Mario Vargasa
Llosę, a zabrał się do tematu w sposób nietypowy.
Książka została
podzielona na siedem części, tytuł każdej z nich został zaczerpnięty z powieści
Noblisty. Pindel nie przedstawia chronologicznie losów autora „Miasta i
psów", kolejne rozdziały są próbą prześledzenia literackich fascynacji,
poglądów, lektur, przyjaźni, które wpłynęły na Mario Vargasa Llosę i jego
twórczość. Biograf stara sie pokazać punkty zwrotne w życiorysie Peruwiańczyka,
opisuje jego relacje rodzinne, nie omija tematów kontrowersyjnych, które dla
miłośników prozy Mario Vargasa Llosy nie są zaskoczeniem, ale przy biografii
wypada o nich wspomnieć (legendarne spalenie na stosie „Miasta i psów",
małżeństwo z kuzynką, rozwód i kolejny ślub, tym razem z ciotką). Są tu również
przytoczone poglądy teoretyczno - literackie Peruwiańczyka.
Pindel korzystał z
wielu źródeł, ale zbyt często powołuje się na autobiografię Llosy „Jak ryba w
wodzie". Przyznam szczerze, że nieco mnie to drażniło, biografia bowiem
powinna zaskakiwać, ukazywać postać w innym świetle, niż to czyniły
dotychczasowe publikacje, obalać jakieś mity, a tu otrzymuję fragmenty już mi
znane.
Są jednak momenty,
które mnie porwały. Mario Vargas Llosa jest nie tylko wybitnym pisarzem, ale
również patriotą i człowiekiem zaangażowanym w losy swojego kraju. Podobnie jak
nieżyjący już Vaclav Havel. W „Jak ryba w wodzie" przysypiałam na
rozdziałach, w których pisarz opowiadał o swojej kampanii wyborczej (Llosa
startował na stanowisko prezydenta Peru), ale w książce Pindela kampania i
polityczne zaangażowanie Noblisty zostało opisane w sposób interesujący. Pindel
wykorzystał biografię autora „Marzenia Celta" do ukazania nieznanej nam
historii Peru. Na szczęście autor zna granice wytrzymałości czytelników
niezainteresowanych politycznymi rozgrywkami i nie snuje historycznych wywodów,
a jedynie nakreśla ogólną sytuację. A to ważne, bo Llosa przez Peruwiańczyków
wcale nie jest postrzegany jako wybitny intelektualista. Szokujące jest to, ilu
wrogów sobie przysporzył, angażując się publicznie. Posądzony był nawet o
zdradę i o mało nie stracił peruwiańskiego obywatelstwa.
Pindel przedstawia
fakty z życia Llosy, ale robi to w specyficzny sposób, dzięki skojarzeniu
tytułów rozdziałów z powieściami Noblisty nasuwa się na myśl wniosek, jak
najbardziej umotywowany, że autor „ Szelmostw niegrzecznej dziewczynki"
przekuwa swoje życie w literaturę. Dużo bowiem w jego powieściach wątków
autobiograficznych, choć niektóre z nich są mocno zakamuflowane. Pindel jednak
wskazuje na istotne wydarzenia, śledzi podróże pisarza, których efektem były
kolejne powieści, zagląda do przeszłości, gdy to młody Llosa uczył się w szkole
dla kadetów, gdzie poczuł gorzki smak dyscypliny, odwiedza pierwszą redakcję
gazety, w której pracował pisarz, to właśnie tam przy redagowaniu rubryki
kryminalnej poznał świat dziwek, złodziei, gwałcicieli i alfonsów.
Muszę przyznać, że im więcej o nim czytałem i
słuchałem, tym silniejsze miałem wrażenie, że Mario Vargas Llosa prócz tego, że
jest wybitnym autorem, okazuje się też - przepraszam za wyrażenie - materiałem
na pierwszorzędną postać literacką -
zwierza się we wstępie Tomasz Pindel. I paradoksalnie swoje wrażenie udowadnia
w napisanej przez siebie biografii, z której jasno wynika, że życie i
literatura w przypadku Mario Vargasa Llosy bez siebie nie istnieją.
niedziela, 25 stycznia 2015
Domowe Melodie - Cukier
133. rocznica urodzin Virginii Woolf
Dlatego nie lubię luster, które pokazują moją
prawdziwą twarz. Kiedy jestem sama, często spadam w pustkę. Muszę
ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spaść z krawędzi świata w nicość.
Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem
do ciała.
[Virginia Woolf "Fale]
sobota, 24 stycznia 2015
Pasta z ciecierzycy
Już kilka osób się mnie pytało dlaczego nie wrzucam na blogu postów kulinarnych, a na fb to co chwilę jakieś specjały prezentuję. Otóż, idea zakładki "kuchnia literacka" taka, że umieszczam przepis okraszony jakimś cytatem z książki. Jednak z tymi cytatami rzecz się ma słabiutko. Postanowiłam więc ideę zmienić i po prostu będę Wam od czasu do czasu serwować przepisy z mojej eksperymentalnej kuchni.
Na początek coś do chleba, ale niekoniecznie, bo pastę z cieciorki można sobie również podjadać, chrupiąc przy tym łodygi selera naciowego.
Co potrzebujemy:
-pół szklanki cieciorki (albo, jak kto woli - ciecierzycy)
-łuskany słonecznik
- pół opakowania serka twarogowego naturalnego (taki do kanapek, ja używam Delikate z Biedronki)
-pół kubeczka jogurtu naturalnego (z Jogobelli najlepszy)
-kilka kropel oliwy z oliwek
-szczypiorek
-szczypta soli
-szczypta pieprzu
Sposób przygotowania:
Cieciorkę dzień wcześniej zalewamy wodą i odstawiamy na całą noc. Można też użyć cieciorki z puszki, ale tej nie namaczamy ;)
Po namoczeniu, odsączamy, przepłukujemy wodą i gotujemy, by zmiękła.
Podsmażamy na suchej patelni słonecznik.
Cieciorkę blenderujemy serkiem, dodajemy oliwę i jogurt i miksujemy.
Do powstałej masy dodajemy słonecznik. Jak kto lubi, by mu chrupało między zębami, to wystarczy wymieszać słonecznik z masą, a jak kto nie lubi, to niech sobie zblenderuje.
Na koniec wsypujemy szczypiorek, doprawiamy solą i pieprzem. Mieszamy.
Smacznego!
Na początek coś do chleba, ale niekoniecznie, bo pastę z cieciorki można sobie również podjadać, chrupiąc przy tym łodygi selera naciowego.
Co potrzebujemy:
-pół szklanki cieciorki (albo, jak kto woli - ciecierzycy)
-łuskany słonecznik
- pół opakowania serka twarogowego naturalnego (taki do kanapek, ja używam Delikate z Biedronki)
-pół kubeczka jogurtu naturalnego (z Jogobelli najlepszy)
-kilka kropel oliwy z oliwek
-szczypiorek
-szczypta soli
-szczypta pieprzu
Sposób przygotowania:
Cieciorkę dzień wcześniej zalewamy wodą i odstawiamy na całą noc. Można też użyć cieciorki z puszki, ale tej nie namaczamy ;)
Po namoczeniu, odsączamy, przepłukujemy wodą i gotujemy, by zmiękła.
Podsmażamy na suchej patelni słonecznik.
Cieciorkę blenderujemy serkiem, dodajemy oliwę i jogurt i miksujemy.
Do powstałej masy dodajemy słonecznik. Jak kto lubi, by mu chrupało między zębami, to wystarczy wymieszać słonecznik z masą, a jak kto nie lubi, to niech sobie zblenderuje.
Na koniec wsypujemy szczypiorek, doprawiamy solą i pieprzem. Mieszamy.
Smacznego!
Marta Syrwid "Zaplecze"
Autorka :Marta Syrwid,
Tytuł: Zaplecze
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Z miotłą
Rok wydania: 2009
Jedzenie powinno służyć zaspokajaniu głodu, zgodnie z
potrzebami organizmu. To jego podstawowa funkcja. Ale od czasu do czasu posiłek
może nam również dostarczać zmysłowych rozkoszy, pieścić podniebienie
wyszukanymi smakami, wprawiając konsumującego w ekstatyczne stany. Dla Klary
jedzenie jest czynnością, która zapewnia
kontrolę nad sobą, nad własnym ciałem, co z kolei daje dziewczynie
poczucie władzy nad swoim życiem, a raczej nad jednym z jego aspektów.
Ciągłe trwanie w gotowości, walka z pokusami kulinarnymi,
pozbawia energii, ale daje też poczucie dumy. W tym kontekście jadłowstręt jest
powiązany z dążeniem do ideału, ale niekoniecznie chodzi tu tylko o
perfekcyjnie szczupłe ciało. Klara jest inteligentna, zna języki, zdobywa
najlepsze oceny w szkole, dostaje się na wymarzoną farmację- po kolei zdobywa
wytyczone sobie cele. Jest perfekcjonistką. Ciało musi być czyste i
nieskazitelne, tak jak umysł. A jedzenie kojarzy się jej z brudem, wydzielinami,
które szpecą. Stąd też odrzucanie posiłków. Wymyślanie coraz to nowych diet ma
na celu swoiste oczyszczenie.
Syrwid w „Zapleczu" ukazuje schizofrenię w jaką
popada bohaterka. Tworzy dwie postaci stanowiące swe lustrzane odbicia.
Klara-manekina, znajdująca się w witrynie sklepowej jest ideałem, do którego
dąży Klara stojąca na ulicy po drugiej stronie szyby wystawowej. Dziewczyna
ciągle walczy ze sobą- z jednej strony czuje wstręt do jedzenia, ale
paradoksalnie jej myśli krążą tylko wokół posiłku. Syrwid uzmysławia nam, że
zakazany owoc zawsze najbardziej nas kusi, to czego sobie odmawiamy, zajmuje
nasze myśli i przeobraża się w obsesję.
Z tej perspektywy anoreksja w „Zapleczu” staje się swoistą metaforą
ludzkich słabości i …głupoty. Wydaje nam
się, że mamy nad czymś kontrolę, a tak naprawdę rygory, które na siebie
narzucamy w rzeczywistości nas zniewalają. Ale Syrwid, konsekwentnie, pokazuje
również drugą stronę medalu- anoreksja postrzegana jest również jako forma
samodyscypliny i samodoskonalenia.
Klara chciałaby być manekinką - Manekinki nie jedzą. Mają twardą, gładką
skórę. Piękne włosy, drobne palce wąskich dłoni, długich rąk. Wielkie oczy,
błyszczące wilgocią jak po wiośnie. Pomalowane życiem usta. Ale przede
wszystkim manekinki nie czują głodu. Nie czują nic i nic w sobie nie mają. Nie
muszą zabiegać o czyjąś uwagę. Wystarczy, że stoją w witrynie sklepowej i samym
tym faktem ściągają spojrzenia przechodniów. Są idealne. A Klara nie jest.
Klara chce być chuda. Klara nie chce jeść. Jej pierwsze wspomnienie z
dzieciństwa dotyczy Ojca, wmuszającego w nią zupę. To był krupnik. Ojciec topi
jej twarz w talerzu gęstej brei. Bohaterka miała wtedy cztery latka. Od tego
momentu posiłki stają się manifestem, sprzeciwem wobec Ojca – tyrana.
Odchudzanie natomiast daje dziewczynie poczucie, że jest lepsza od tych
wszystkich tłuściochów, którzy nie potrafią zapanować nad swoim głodem: Nic nie
będę jeść. Będę lepsza. Chudsza. (…) Niech tyją. Im więcej przytyją tym ja, ja
będę szczuplejsza. Przynajmniej porównywalnie. Niech mają gorzej. Na tym
przekonaniu bohaterka buduje swoje poczucie wartości, które zostało w
dzieciństwie stłamszone przez znienawidzonego Ojca.
Rodzinne relacje to kolejna
patologia, którą eksploruje Syrwid. Klara „została urodzona”- użycie formy
biernej w tym przypadku ma zwrócić uwagę na przedmiotowe traktowanie bohaterki.
Matka kocha Klarę, zawsze staje w jej obronie przed Ojcem- tyranem, ale jest
histeryczką. Dziewczyna nie chce powielić schematu, w jakim żyje. Marzy o
normalnym domu i o prawdziwym tacie, który nie będzie się znęcał nad nią
psychicznie i fizycznie, któremu nie będzie musiała wbijać nożyczek w udo w
celu samoobrony, chce w przyszłości prowadzić normalne życie, ale jak
odseparować się od toksycznej rodziny? Możliwość taka istnieje-stworzyć sobie
własny świat, własną enklawę, w której wprowadzi się swoje reguły i zasady. I
Klara tak robi, ale z jednej patologii popada w drugą.
Syrwid z kilku perspektyw ukazuje genezę choroby głównej
bohaterki, przez co powieść ma polifoniczny charakter. Autorka podejmuje w
„Zapleczu” modną tematykę, wyeksploatowaną już przez współczesną literaturę.
Powieści o ciągłym dążeniu do doskonałości, czyli do wzorców, jakie narzucają
nam media było ostatnimi czasy kilka, ale Syrwid potrafiła nas zaskoczyć.
Konstrukcja, stylistyka i przede wszystkim język, to niezaprzeczalne atuty
powieści. W jednym z wywiadów młoda pisarka stwierdziła, że, wdrażając się w
temat anoreksji zauważyła, że brakuje adekwatnego nienaukowego języka do opisu
tej choroby, dlatego postanowiła go stworzyć. Trzeba przyznać, że zamierzenie
zostało zrealizowane w obiecujący sposób.
Subskrybuj:
Posty (Atom)