Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 2 marca 2011

HAPPYSAD-ALIBI

Moje niezawodne fioletowe koncertowe trampeczki zaniosły mnie dzisiaj do wrocławskiego klubu Alibi. Tak, wiem, że jest środek tygodnia i nie jest to najlepszy czas na pójście na koncert, ale happysad tak rzadko pojawiają się we Wrocławiu, że nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. Sobie i swoim trampkom-rzecz jasna.
Dwie godziny chłopaki dawali czadu. Koncert był świetny, energetyczny, mocno happy, choć momentami sad. Zrobili misz-masz songowy. Były utwory stare i lubiane oraz nowe-też lubiane. Poleciała „Łydka” i autobiograficzna „W piwnicy u dziadka”. Była „Kostuchna”, na której mało co nóg nie połamałam i o sufit łbem nie zahaczyłam- tak mnie poniosło. Gardło zdarłam na „Nie ma nieba” i na „Made in China”. Zarzuciłam grzywą na „Damy radę” i „Jeśli nie rozjadą nas czołgi”. Łezka mi się zakręciła przy mojej ukochanej „Taką wodą być” i uspokoiłam się przy „Nieprzygodzie”. A jeszcze Kuba przypomniał, że Dzień kobiet niedługo, więc dla pań specjalnie zagrali "Styraną"
Chłopaki tworzą na scenie bardzo zgraną paczkę, Kuba- wokalista, ma świetny kontakt z publicznością, a jego „przemówienia” międzypiosenkowe , wypowiadane do mikrofonu nieco kokieteryjnym i słodkim głosem, rozjaśniały twarze nasze w uśmiechach. No co tu dużo pisać- pięknie było. I do tego jeszcze trzy bisy. Zdjęć, niestety zbyt wielu nie mam, ale dzielę się tym co mam.
 Kuba Kawalec-vocal

Jedyne czego mi brakowało na koncercie, to utworu „Cała wioska płonie ogniem Babilonu” oraz mojej kochanej kuzynki –Kasicy i jej chłopaka -Pawcia. Kochani, wróćcie do Wrocławia, wyprowadźcie się z Warszawy, bo nie mam z kim chodzić na happysad! 

4 komentarze:

  1. masz moze więcej zdj z koncertu? ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam, ale są kiepskiej jakości

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam:)
    Ten wpis miał być dokonany wczoraj ale mi nie wyszło (złośliwość rzeczy martwych) miał się zaczynać tak:
    Kobieto! cóż za koincydencja dziś (24.03) idę na koncert Happysadów. A, że wpisu dokonuję dziś zaczynać się będzie tak:
    Kobieto!
    Cóż za koincydencja! wczoraj właśnie byłam na koncercie Happysadów:)
    Szczerze powiedziawszy bardziej poszłam spotkać się z Chłopcami niż na koncert.

    Opowiem Ci jak zaczęła się nasza znajomość. Pierwszy raz zobaczyłam ich w 2004 supportowali Kult w pobliskim Żaganiu. A że już wtedy Irek Wereński basista Kultu był mieszkańcem mojego miasta i facetem mojej koleżanki to pojechaliśmy. Nie zwróciłam na chłopców wtedy za bardzo uwagi. Ale jakiś czas potem przyjechali do jednego z zielonogórskich lokali.
    Na sali byliśmy my i kilkanaście jeszcze osób. Wtedy mnie uwiedli najpierw swoim graniem a potem już prywatnie. To nasze after party trwało wiele godzin. I tak za każdym razem jak przyjeżdżają do ZG (a dzieję się tak co pół roku) impreza po koncertowa przenosi się właśnie do tej knajpy, w której panowie stawiali swoje pierwsze nieporadne kroki. I tak też się stało wczoraj. Były nocne polaków rozmowy, a w przerwach tańce:)
    Za to w listopadzie jak byli to nawet się nam nie chciało wyłaniać z hotelu. To była jedna z lepszych imprez w moim życiu. 6 godzin histerycznego śmiechu. Myślałam, że zejdę!

    Fajne jest to,że już minęło parę lat, rzesze fanów się rozrosły do nieludzkich wręcz rozmiarów a Chłopaki są tacy sami. Nic się nie zmienili. A to wcale nie musi być takie oczywiste przecież. Jak się poznaliśmy to oni byli chłopcami a teraz są mężami i ojcami:) Fajnie jest to obserwować:)

    Ich muzykę lubię, choć nie mam szału (ciągnie mnie bardziej w klimaty z pierwszej płyty) ale jak ich słyszę mam takie poczucie bezpieczeństwa hihi. Na koncertach zawsze stoję z boczku i sobie na nich patrzę z czułością (czekając trochę żeby już się koncert skończył i żeby można już iść za kulisy i w końcu ich uściskać). Wczorajszy koncert był bardzo dobry, pomimo tego, że Kubę łapało choróbsko dlatego zamiast z nami wieczór Kuba spędził w hotelu w towarzystwie witaminy C i łóżeczka. Szkoda, no ale choroba nie wybiera:)
    Pożegnaliśmy się wczoraj słowami: to do października. Już się nie mogę doczekać:)

    Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego wpisu jako przechwalanki, że ja to ich znam:))Jeśli miałaś patrząc na nich na scenie wrażenie, że to muszą być fajni ludzie i że się wzajemnie lubią to tak, to słuszne wrażenie jest. To są naprawdę cu-do-wne Chłopaki:)
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  4. papryczka=> absolutnie nie odbieram tego komentarza jako przechwalanki :) Bardzo Ci dziękuję za wpis- widzę, że Bratnią Duszę znalazłam :) Happysad to jeden z tych zespołów, których uwielbiam słuchać na koncertach, bo się świetnie rozumieją na scenie, a Kuba jest tak uroczy i kochany i miły dla fanów, że mi serce mięknie. Uwielbiam na nich patrzeć, uwielbiam się bawić na ich koncertach, choć płyt nie słucham za często. A już się nie mogę doczekać maja i wrocławskiej majówki- najpierw gra Happysad, a później moje Straszki :) Ojjj, już ja ich wyściskam :)

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.